czwartek, 2 czerwca 2011

Automatyczne inhibitory niesprawiedliwości

Autorem artykułu jest Grzegorz Pergoł



Jak wytłumaczyć, że jeden kraj odkrył zasoby naturalne i będzie otrzymywał znaczące regularne dochody, gdy inny zasobów nie posiada? Co z sąsiadem, który zwyciężył w loterii pieniężnej puszczając jeden los gdy inny robi to bezskutecznie przez pół życia?

Sprawiedliwość to utopijny stan, tym trudniejszy do osiągnięcia, im wyższy jest stopień rozwoju cywilizacji. W pierwotnych społeczeństwach, trudniących się łowiectwem i zbieractwem, problem sprawiedliwości praktycznie nie istniał. Zwierzę, upolowane przez mężczyznę, było mu automatycznie przypisane i nie mógł on posiąść go inaczej niż przy użyciu własnego wysiłku i sprytu. Nie potrzebny był system reguł ani aparat ich przestrzegania, gdyż każdy posiadał tyle zasobów ile wypracował a każde odstępstwo od tego stanu, wynikające tylko i wyłącznie z przywłaszczenia (brak systemów dystrybucji i wykluczał możliwość uprzywilejowania lub upośledzenia jednostek), było karane przez eliminację jednostki zgodnie z instynktem samozachowawczym.

Na przestrzeni dziejów kluczowym celem egzystencji człowieka przestała być jedynie prokreacja i stworzenie niezbędnego minimum materialnego dla jej funkcjonowania. Wykształciła się sieć społecznych zależności, gdzie tylko część grup zajmowała się zapewnieniem żywności, dzięki czemu powstały bardziej specjalistyczne zawody, urozmaicające życie ludzi i podnoszące ich rozwój na wyższy poziom ewolucji. Zróżnicowanie zadań, jakie ludzie musieli wykonywać w celu zapewnienia nie tylko żywności ale również zaspokojenia wyższych potrzeb, wymagało stworzenia hierarchii i przypisania jednostkom odmiennych praw i obowiązków. Najogólniej rzecz biorąc, niezależnie od ustroju społecznego, nastąpił podział społeczeństwa na władzę i poddanych. Taki zaś podział, mimo całego bagażu dobrodziejstw jaki ze sobą niesie, daje również pole manewru do nadużyć i dokonywania niesprawiedliwej dystrybucji pomiędzy pierwotnie równe jednostki.

Powstały zatem instytucje ustalające prawo i dbające o jego przestrzeganie. Są politycy, którzy ustalają prawo oraz wymiar sprawiedliwości, który przestrzega jego respektowania. Niestety, nawet przy założeniu doskonałego działania systemu, nie pozbędziemy się problemu niesprawiedliwości. Ma ono głębszy wymiar niż czysto formalny. Można bowiem czuć się pokrzywdzonym lub docenionym (uczucie pejoratywne występuje częściej i silniej) mieszcząc się w ramach prawa. W takich przypadkach z pomocą nadchodzą etycy i filozofowie. Według popularnej i dość uniwersalnej koncepcji sprawiedliwości Rawlsa, aby ustalić uczciwe zasady gry, należy cofnąć się do sytuacji pierwotnej. Nie chodzi bynajmniej o degradację społeczeństwa i powrót do wspomnianego zbieractwa i łowiectwa, ale o wytworzenie hipotetycznej sytuacji, którą filozof zwie „zasłoną niewiedzy”. Ma na myśli sytuację, w której jednostki ustalające reguły nie mają informacji na temat swojego statusu społecznego, materialnego, uzdolnień czy wręcz koncepcji moralności. Tylko w takich sterylnych warunkach może dojść do uczciwego i bezstronnego wyboru zasad obowiązujących w społeczeństwie. Metoda bowiem jest pomyślana tak, aby uśredniona wartość reguł jak najmniej odbiegała od średnich oczekiwań społecznych i w jak największym stopniu była przez nie akceptowana. Koncepcja jest lepsza od obowiązującego systemu jednak nie możliwa do implementacji. Wymagałaby bowiem aby prawo ustalane było przez jednostki dopiero co narodzone, które nie posiadają wiedzy na temat swojej przyszłości (jednocześnie nie posiadają żadnej mocy sprawczej) lub przez jednostki, które utraciły pamięć, co wydaje się równie kłopotliwe co kuriozalne.

Jak zatem poradzić sobie z niesprawiedliwością mieszczącą się w granicach prawa a mimo to budzącą wewnętrzny sprzeciw? Jak wytłumaczyć, że jeden kraj odkrył zasoby naturalne i przy niewielkich nakładach inwestycyjnych będzie otrzymywał znaczące regularne dochody gdy inny nie dość, że zasobów nie posiada, to musi uzależnić się od dostaw ze wspomnianego kraju? Co z sąsiadem, który zwyciężył w loterii pieniężnej puszczając jeden los podczas gdy inny robi to bezskutecznie przez pół życia? W mojej opinii natura ludzka oraz systemy gospodarcze wypracowały naturalne mechanizmy, które samorzutnie doprowadzają do równowagi zasobowej w przypadku zaistnienia rażącej nierównowagi. Robią to podstępnie i z premedytacją więc potrzeba ogromnej mądrości, silnej woli i przewidywalności, żeby mechanizmy te oszukać. Są niczym automatyczne inhibitory niesprawiedliwości.

Trzy lata temu Puls Biznesu nagłośnił sprawę francuskiego inwestora giełdowego, który wraz z doradcą z Societe Generale zainwestował wygrane na loterii 900 tysięcy Euro. Przez pierwsze trzy lata pieniądze przynosiły przyzwoite zyski, co wzmagało apetyt do podejmowania ryzyka zarówno inwestora jak i doradcy. Jednak dobra passa opuściła milionera i w wyniku nierozważnych ruchów fortuna stopniała, pozostawiając na koncie maklerskim 600 tys. Euro debetu. Właściciel, wykorzystując złą sławę maklerów z Societe Generale za sprawą wcześniejszego „oszustwa stulecia”, usiłował zrzucić winę za swoje nieudolne decyzje inwestycyjne na doradcę.

Portal Wirtualna Polska na swoim portalu luxclub.pl przytacza 10 autentycznych amerykańskich historii, gdzie wielkie wygrane okazały się przekleństwem. Wszystkie scenariusze zawierają rozpad rodziny, bankructwo lub utratę większości środków z fortuny tempie kilku lat. Niektóre z nich nawet samobójstwa, zabójstwa dla przejęcia fortuny, przedawkowanie narkotyków, długi a w najlepszym wypadku powrót do skromnego życia sprzed wygranej. Brytyjski śmieciarz Michael Carroll po otrzymaniu 10 mln funtów natychmiast porzucił swoje zajęcie i skupił się na konsumowaniu nieograniczonej w jego mniemaniu fortuny. Drogie auta, wille, narkotyki i prostytutki strąciły go kilkakrotnie do aresztu, pozbawiły najbliższej rodziny i ostatecznie odebrały po kilku latach fortunę. Brytyjczyk żartobliwie podsumowuje ten okres twierdząc, że łatwiej żyć z pensji śmieciarza niż za milion funtów. Nawet Jack Whittaker, przedsiębiorca należący już przed wygraną (opiewającą na ponad 300 mln dolarów) do grona milionerów, nie uniknął problemów związanych ze zwielokrotnieniem fortuny. Pomimo, iż zrzekł się wygranej na cele charytatywne, nie ominęły go problemy jak seria aresztowań za jazdę po pijanemu, kradzieże oraz śmierć w wyniku przedawkowania narkotyków rozpieszczonej wnuczki i jej chłopaka.

Trudno jest ekstrapolować doświadczenia amerykańskie na grunt europejski, gdyż w naszym prawie nie ma obowiązku podawania opinii publicznej danych osobowych zwycięzcy przez organizatorów loterii. Śmiem jednak twierdzić, że zachowanie laureatów polskich loterii pieniężnych, nawet przy wzięciu poprawki na mniejsze wygrane i bardziej konserwatywne warunki kulturowe, nie odbiega znacząco od doświadczeń zachodnich. Powyższe dowody oraz przypuszczenia prowadzą do wniosku, że twór cywilizacji jakim są loterie pieniężne, nie jest aż tak niesprawiedliwy jak pozornie się odczuwa. W ogólny bilansie zwycięzca zyskuje nie wiele więcej niż ten, kto miał mniej szczęścia a w skrajnych przypadkach znajduje się w gorszej sytuacji. Dodatnie przepływy w kierunku zwycięzcy w błyskawicznym tempie generują przepływy w drugim kierunku. Niekiedy większe niż te początkowe. Można zarzucić, że mimo wszystko zwycięzcy uzyskali większe korzyści. Przecież w krótkim okresie posiadali fortunę, mogli konsumować, posiadali większą użyteczność niż Ci, którzy nie wygrali pieniędzy. Jednak w rozrachunku ogólnym rozpędzona machina bezmyślnej konsumpcji pociągała ich jeszcze głębiej niż znajdowali się w stanie początkowym. Dodatkowo straty moralne, które trudniej zmierzyć, pozwalają sądzić, że lepiej dla nich byłoby podrzeć kupon zanim odebrali nagrodę. Co więcej, transakcje dokonywane przez nowobogackich są opodatkowane i w znacznym stopniu zasilają budżety narodowe. W Polsce pieniądze płynące z opodatkowania działalności totalizatora sportowego przeznaczane są na inwestycję w kulturę i sport, co jeszcze bardziej poprawia ogólny bilans korzyści z loterii dla jednostek, nie biorących w nich udziału. Krótkie studium przypadku działania inhibitorów sprawiedliwości w mikro skali pozwala spojrzeć na zwycięzców loterii w sposób, który znacznie ogranicza poczucie niesprawiedliwości wynikające z relatywnej deprywacji.

Podobny mechanizm w skali makro prezentuje zjawisko choroby holenderskiej, zdefiniowanej po raz pierwszy w 1977r. przez The Economist. Paradoksalnie, bogactwo okazało się przekleństwem o wiele wcześniej, bo już w XVI w. i nie w Holandii a w Hiszpanii. W wyniku działalności kolonizatorskiej, kraj pozyskał ogromne zasoby złota, które w krótkim czasie wyniosły go pozycji europejskiego mocarstwa. Wywołało to zmianę specjalizacji produkcji z pracochłonnego rolnictwa i przemysłu na wydobywanie drogocennego kruszcu. Kraj bogacił się do czasu, aż dostawy złota nie zaczęły się zmniejszać. Wtedy okazało się, że zmiany, które nastąpiły w mentalności Hiszpanów i regres technologiczny gospodarki w stosunku do reszty Europy, uniemożliwiają im skuteczne konkurowanie na rynku międzynarodowym. Utrzymanie sztucznie rozdmuchanego poziomu życia okazało się niemożliwe, w efekcie czego Hiszpania po stu latach bycia mocarstwem, przeobraziła się w gospodarczo i społecznie upośledzony kraj, bez przewagi konkurencyjnej w żadnej dziedzinie życia i z długiem publicznym. Holandia po odkryciu złóż gazu ziemnego stała się czołowym eksporterem surowca. Nadmierna ilość waluty krajowej, zalewającej niewielki kraj spowodowała szybką aprecjację i spadek konkurencyjności eksporterów. Wywołało to kryzys gospodarczy, z który dzięki mądrym decyzjom restrukturyzującym holenderski przemysł, udało się zażegnać dopiero po 10 latach. Na podobną chorobę cierpi wiele krajów afrykańskich, które eksploatując obfite złoża surowców, zapominają o równomiernym rozwijaniu innych gałęzi przemysłu oraz rolnictwa. Uzależnienie od importu żywności i duże wydatki publiczne stają się problemem dopiero w momencie spadku światowych cen surowców. Kraje popadają w kryzysy, które stawiają ludzkość na krawędzi głodu. Dokonują wymagających zaciśnięcia pasa reform, które kończą się wraz ze wzrostem światowych cen surowców. Niektórzy obserwatorzy twierdzą nawet, że upadek ZSRR spowodowany był drastycznym spadkiem cen ropy naftowej, wywołanym spekulacją USA w roku 1985r.

Przytoczone przykłady są być może skrajne i nie trudno znaleźć dla nich kontrprzykłady. Istnieją przecież ludzie, którzy mądrze zainwestowali ogromne pieniądze, zdobyte przez niewiarygodnie duże zrządzenie losu jakim jest loteria. Są też kraje, jak na przykład Norwegia, które mądrze gospodarują bogactwem płynącym z eksportu paliw i zakładają fundusze narodowe, zapewniające obywatelom dostatnie i bezpieczne życie. Warto mieć świadomość, że sam fakt otrzymania pozornie przerastającego możliwości konsumpcyjne majątku, nie świadczy jeszcze o tym, że faktycznie majątek ów utrzyma taki status w nieograniczonym horyzoncie czasowym. W momencie zastrzyku zasada o ograniczoności zasobów ziemi wobec nieograniczoności potrzeb nie traci na znaczeniu. Ludziom wydaje się, że nagle mogą mieć wszystko, opierając się jedynie na sprzyjającej fortunie. Coś, co przerasta wyobraźnię ludzką, staje się problemem. It is not about the money. It is about the game wypowiedziane przez bohatera „Wall Street-pieniądz nie śpi” w trafny sposób oddaje powołanie człowieka. Nie ma sensu zdobycie fortuny i dalsze życie z renty. Taki model tylko pozornie zapewnia szczęście. Nie da się w nim bowiem alokować chęci tworzenia, która jest pierwotną potrzebą każdego człowieka. O ile można zarobić na zapas to nie da się najeść na zapas. Sytuacja życia z renty może prowadzić to do wynaturzenia i patologii związanej z zachwianiem naturalnych relacji pracy do odpoczynku. Potrzeba umiejętności zaprzężenia się w ogromny reżim, aby nie ulec pokusie nadmiernego konsumowania i nie dać pochłonąć wirowi iluzji cywilizacji.

Państwa nie różnią się w tym względzie znacznie od ludzi gdyż to ludzie tworzą państwa. Jako twory zorganizowane posiadają bardziej skomplikowane mechanizmy absorpcji bogactw, przynoszące jednak podobne efekty. Uzależnienie od importu i spadek konkurencyjności lub nawet zanik rodzimej produkcji to analogiczne zachowania do rzucenia pracy i oddania się w wir konsumpcji.

Jak zatem zdefiniować owe inhibitory, które zarówno w przypadku ludzi jak i państw stoją na straży sprawiedliwości? Niestety korelacja mechanizmów z utrzymaniem homeostazy w sferze globalnej uczciwości jest pozorna. Działanie inhibitorów wynika raczej z ludzkiej chciwości, pychy i nieumiejętności opanowania popędów. To one prowadzą nadmiernie bogatych do upadku czyli przywracają stan równowagi ogólnej. Jedynie ubocznym skutkiem ich działalności jest zmiana postawy jednostek nie biorących udziału w procesie z zazdrości na satysfakcję. Japońscy naukowcy dowiedli, że ludzki mózg samorzutnie reaguje na cudze nieszczęście nie, jak wskazywałaby moralność, współczuciem ale właśnie poczuciem satysfakcji. Na pozór negatywna cecha mózgu, nie wynikająca z naszej złej woli, przyczynia się do przywrócenia stanu równowagi sprawiedliwości w wymiarze mentalnym.

Rozważania te prowadzą do wniosku, że obok skomplikowanego aparatu wymiaru sprawiedliwości, posiadamy w sobie naturalną instytucję, która utrudnia nam zbyt duże odstępstwa od normy w bogaceniu się. Szczęściarze będą z tego powodu niepocieszeni zaś ich oponenci z czasem dostrzegą i docenią jej dyskretne działanie. Sądzę, że skorzystają na tym wszyscy gdyż dobrobyt społeczeństwa to dobrobyt wszystkich jednostek, a nie opływające w przepychu miasta i peryferia obfitujące w slumsy. Dobrobyt świata to nie systematyczna, krótkofalowa, doraźna pomoc krajom trzeciego świata przez kraje bogatej północy tylko współpraca krajów o podobnym stopniu rozwoju. Automatyczne inhibitory niesprawiedliwości może nie zbawiły świata, przywracając mu pierwotny prawidłowy porządek, ale warto zastanowić się nad jego porządkiem gdyby podświadome mechanizmy obrony przed nadmiarem nie istniały.

---

Grzegorz Pergoł

gepeg@wp.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl